- Nie sądzisz, że wygodniej nam będzie na łóżku niż kanapie? - spytał ze swoim uwodzicielskim uśmiechem w przerwie od pocałunku.
- Owszem, chyba masz rację - odparłem podnosząc się z miejsca. - Więc prowadź, Trójkącie.
- Oh, proszę, cóż za niecierpliwa Sosenka mi się trafiła. - Uśmiechnąłem się pod nosem na słowa blondyna. Gdyby ktoś rano mi powiedział, że dzisiejszej nocy spotkam osobę, dzięki której szczerze się uśmiechnę, to prędzej bym ją wyśmiał, niż jej uwierzył.
Bill podniósł się z miejsca i prowadził mnie w stronę - jak mogłem się domyślać - sypialni. Weszliśmy do środka, a zaraz po tym objąłem kusząco mężczyznę i złączyłem nasze usta w pocałunku, nad którym dominował bez dwóch zdań Bill.
Nie chciałem prowadzić. Od samego początku moim planem było dać się przelecieć Cipherowi, aby ten pozwolił mi przenocować u siebie. Zresztą, dla mnie nawet i lepiej będzie, jak to on będzie aktywnym. Nie miałbym nawet pomysłu jak się zabrać do gejowskiego (czy po prostu - analnego) stosunku. Co prawda raz Pacyfika chciała urozmaicić nam zbliżenie analem, przez co byłem zmuszony przestudiować z nią gejowskie porno, by upewnić się co i jak. Ostatecznie poświęcenie pod tytułem: ,,oglądanie gejowskiego porno z dziewczyną” okazało się zbędne, bo do niczego nie doszło. Za bardzo się obawiałem wizją, że niechcący mogę zrobić jej krzywdę.
Oddając pocałunek zacząłem rozbierać Billa. Szybko dobrałem się do jego spodni, a on do mojej koszulki. Nieświadomie pisnąłem przerywając pocałunek, kiedy Trójkąt niechcący zahaczył o mojego sutka.
- No proszę, nie sądziłem, że jesteś taki wrażliwy w tym miejscu - powiedział chwytając mnie za niego, przez co mimowolnie oblałem się rumieńcem.
- Myślę, że nie jestem jedynym chłopcem o wrażliwych sutkach jakiego spotkałeś - broniłem się.
- Całkiem możliwe - odparł, ostrożnie popychając mnie na łóżko.
Czułem jak materac pod nami się uginał. Na szyi poczułem spokojny oddech blondyna.
- Mogę zrobić ci malinkę? - zapytał, po czym zaczął składać na mojej szyi delikatne pocałunki.
- Dzisiaj jestem cały twój - odpowiedziałem trochę wymijająco, bo piętno tej nocy było dla mnie obojętne. W najgorszym wypadku może mi utrudnić poszukiwanie jutro noclegu, ale to tyle.
Po mojej odpowiedzi natychmiast, jak się spodziewałem, pocałunku na mojej szyi poczułem nieprzyjemne ale i podniecające, karne przygryzienie.
- Taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje. ,,Tak'' albo ,,nie". - Jedną ręką uszczypnął mój sutek, na co jęknąłem.
- Tak, możesz - powiedziałem skarcony przez blondyna.
Poczułem jak spodnie zaczęły mnie uciskać w okolicy krocza, kiedy Bill pieścił moją szyję i sutka
Nie chcąc być w tyle, zabrałem się za rozpinanie koszuli blondyna.
Gdy Bill w końcu skończył pieścić moją szyję, przeniósł się na miejsce, gdzie do niedawna mnie dotykał ręką, która teraz powędrował ku moim spodniom. Na ślepo rozpiął zwinnie skórzany pasek i guzik od spodni, by następnie zsunąć mi je razem z bokserkami.
Opanowanie rozpoczął palcówkę, począwszy od jednego palca. Dotyk ust i dłoni był tak przyjemny, że nie mogłem się mu oprzeć. Ciężko było powstrzymywać mi jęczenie. Starałem się jak najciszej wydawać z siebie jęki, mając na względzie sąsiadów blondyna.
Gdy dołożył kolejnego palca wiedziałem, że nie dam rady być cicho.
- Myślę, że twoi sąsiedzi byliby wdzięczni, za zakneblowanie mnie - wystękałem, zastanawiając się, czy aby na pewno powiedziałem wszystko gramatycznie i jasno, ponieważ ciężko było mi cokolwiek z siebie wykrztusić.
Cipher oderwał usta od mojego ciała i kusząco powiedział:
- I miałbym przegapić każdy twój jęk? Mowy nie ma. Raz na jakiś czas mogą przecierpieć nieprzespaną noc.
Powrócił do przerwanej przeze mnie czynności, a następnie dołożył trzeci palec do palcówki. Tym razem jęku nie udało mi się stłumić w żaden sposób. Współczuję sąsiadom Trójkąta, jeżeli często przyprowadza kogoś na seks do domu.
Kiedy słodka czynność blondyna dobiegła końca, Bill na moment oderwał się ode mnie oraz zrzucił z siebie resztki ubrania. Chciałem pójść w jego ślady, już miałem zdejmować jego koszulę, gdy nagle mnie powstrzymał.
Kiedy znowu zawisł nade mną nieśmiało wykrztusiłem, widząc, że mógł się rozmyślić:
- Na co czekasz?
- Przypomniałem sobie, że nie mam prezerwatywy ani lubrykantu - odparł.
Przewróciłem jedynie oczami i pocałowałem Billa, który szybko się odsunął.
- Może boleć - ostrzegał. - Może pójdę sprawdzić czy mam chociaż oliwkę? - zapytał.
Nigdy nie sądziłem, że będę na kogoś zły, bo chce odłożyć seks na później. Właściwie, to nie sądziłem, że kiedykolwiek będę zły, bo ktoś się o mnie martwi, że seks może mi się nie podobać czy, właściwie, boleć .
Cipher musiał dostrzec moje zmieszanie, bo szybko dodał:
- Och, Sosenko, na pewno dokończymy co zaczęliśmy, o to nie musisz się martwić, ale muszę mieć pewność, że grzecznie poczekasz, aż przyniosę oliwkę, żeby cię nie bolało.
Westchnąłem.
- Dobrze, poczekam.
Bill szybko mnie pocałował i poszedł po nasz niby-lubrykant, rzucając zza drzwi:
- Tylko się nie dotykaj i poczekaj z rozbieraniem.
Nie do końca wiedząc, co mam począć ze sobą siedziałem na łóżku z erekcją, o której ten cholerny blondyn wiedział. Było to iście okrutne zagranie z jego strony, zostawiając mnie chwilę przed tym, jak miałem dochodzić.
Potrząsnąłem głową, nierozpoznanąc swoich myśli. Nigdy, ale to przenigdy nie wierzyłem, że będę uprawiał satysfakcjonujący seks z drugą osobą.
Każda sekunda była minutą, a minuta godziną, aż w końcu Bill wrócił z lubrykantem.
- A więc jednak miałeś lubrykant.
- Racja - odparł siadając na łóżku i mnie leciutko pchnął do pozycji leżącej, by zacząć ściągać mi spodnie do końca.
- Wiesz, że sam mogłem to zrobić? - spytałem lekko urażony faktem, że nie spieszyło mu się by do mnie wrócić.
- Mam zacytować, co mi powiedziałeś, jak pytałem o malinkę? - uśmiechnął się, mrucząc mi do ucha.
Szybko przewróciłem oczami.
Blondyn uniósł i rozchylił mi nogi. Złożył subtelnie pocałunek na wewnętrznej stronie ud, obserwując mnie przy tym uważnie.
- Nie spieszyło ci się na poszukiwaniach - fuknąłem.
- Fakt, jesteś za to zły, Sosenko? - zapytał, nachylając się nade mną.
- Owszem - odparłem.
- Czy jeśli cię pocałuje, to mi wybaczysz?
- Zastanowię się - powiedziałem, udając, że nie tak łatwo mnie przekupić.
Bill złączył nasze usta, podczas gdy do mojej dziurki znów było coś wkładane, tym razem jednak coś wilgotnego.
Gdy skończył pocałunek, nasze usta były dalej połączone wąską nitką śliny.
- Uwaga, Sosenko, wchodzę - ostrzegł.
Zrobił to szybko i na raz, przez co wyrwał mi się głośny jęk.
Palce były zdecydowanie krótsze od penisa, co spowodowało mi niemałe zaskoczenie. Dodatkowo byłem przekonany, że blondyn trafił od razu w mój punkt G. Bill zaczął się we mnie poruszać, uderzając tym samym czuły punkt. Trójkąt znowu złączył nasze usta w pocałunku i bez dwóch zdań dominował w całości nade mną.
Ruchy były szybkie i głębokie, a język zwinny tak samo prędki jak biodra.
***
W sumie doszedłem trzy razy. Za pierwszym razem orgazm nadszedł chwilę po tym, jak blondyn we mnie wszedł i uderzał o mój punkt G.
Drugi raz był po zmianie pozycji na pieska;
- Sosenko, może zmienimy pozycję, żeby było ci trochę wygodniej? Na przykład na pieska - zaproponował.
Gdy na moment ze mnie wyszedł bez słowa przekręciłem się na brzuch i wypiłem w jego stronę, mając nadzieję, że dam radę się utrzymać podczas ruchów mężczyzny.
Gdy Bill znowu wszedł we mnie nie spodziewałem się, że będzie chciał mnie poobmacywać przy przytrzymywaniu mnie. Jedną ręką chwycił mnie za penisa, co szybko skomentowałem jęknięciem, a drugą znów zaczął bawić się jednym z sutków. Niewiele czasu było mi potrzeba, abym spuścił się blondynowi na dłoń. W momencie szczytowania przygryzł też moją szyję.
Trzeci raz było chwilę przed Billem, kiedy wróciliśmy do pozycji na misjonarza. A kiedy Bill skończył, wyszedł ze mnie, by zdyszany mógł położyć się obok. Objął mnie w pasie i przysunął do siebie.
To przekonało mnie, jak bardzo byłem nieszczęśliwy z Pacyfiką.
___________
Dziękuje za dotrwanie do końca! Mam nadzieję, że dodatek Wam się spodobał! :D
Zapraszam na mojego facebooka: https://www.facebook.com/Saksoia-108365400516450/
Zapraszam na mojego wattpada: https://www.wattpad.com/user/Saksoia
czwartek, 8 sierpnia 2019
poniedziałek, 8 lipca 2019
Przekonanie
Oparłem się o ścianę klatki schodowej, kiedy Bill przetrzepywał kieszenie w poszukiwaniu kluczy do mieszkania. Właściwie nie miałem pojęcia, co mną kierowało, że zgodziłem się na nocny wypad do domu obcego faceta, dodatkowo poznanego w gejowskim barze. Owszem, - dobrze mi się rozmawiało z blondynem, ale nie pociągał mnie w żaden fizyczny sposób, więc jeśli doszłoby co do czego, to mogłem spokojnie wywnioskować, że pojawiłby się niemały problem.
Właściwie nawet nie wiedziałem, czy w jakikolwiek sposób przystałbym na to ,,co do czego" i to wcale nie dlatego, że nie byłem gejem. Nie odczuwałem chęci do stosunków czy to z mężczyzną, czy z kobietą. Za każdym razem, jak dochodziło do tego z Pacyfiką, musiałem się przymuszać, aby jej nie zawieść. Chociaż, na całe szczęście dla mnie, nie uprawialiśmy seksu zbyt często. Od dwóch do czterech razy w miesiącu i to wszystko. Prawdopodobnie Bill szukał przygody na jedną noc, a ja zajęcia czy noclegu - seks za nocleg. Była to chyba uczciwa wymiana, racja? Przecież to coś normalnego, na porządku dziennym: idziesz do klubu samotnie lub z przyjaciółmi i poszukujesz kogoś na miano kochanka, aby zaznać chwilę rozkoszy. Nieważne komu ofiarujesz to miano, prawda? Grunt, by druga osoba się zgodziła i tyle. Reszta jest nieważna, nie liczą się w tym momencie ani choroby weneryczne, ani wygląd czy posiadanie partnera. Nic, a nic. Tylko ta jedna chwila, kiedy doznaje się rozpusty.
Nim dostrzegłem, Bill otworzył drzwi i czekał, aż wejdę do środka. Odepchnąłem się od ściany i wszedłem do mieszkania zdejmując kurtkę, a potem odwieszając ją na wieszak, jak gdyby nigdy nic. Tuż za mną wszedł blondyn, który zapalił światło do przedpokoju i również zdjął kurtkę, a dodatkowo buty. Nie chcąc zostać w tyle również je zdjąłem.
- Czego się napijesz? - spytał i od razu udał się w głąb mieszkania, nie czekając na odpowiedź.
- Herbaty - odparłem, idąc za nim jak cień. Skręcił do pomieszczenia, które, jak się okazało, było salonem.
- Pójdę ją zaparzyć, a ty sobie usiądź. - Zapalił światło, a mym oczom ukazał się niewielki, schludny salon.
Kiwnąłem lekko głową na znak zgody na propozycję Billa; podszedłem do popielatej rogówki i usiadłem.
Pokój nie był zbyt wielki, ale całkiem przytulny - wbrew chłodnym odcieniom szarości i czarno-białym meblom. Na półkach umieszczonych w pomieszczeniu, prostopadle do kanapy, było pełno książek; Stephen King, George Owrell, Oscr Whilde, Agata Christie, Arhtur Conan Doyel, Jospeh Conrad, Johann Wolfgang von Goethe i wiele innych dzieł słynnych pisarzy; leżały elegancko poukładane. Na półkach przed książkami znajdowały się ramki ze zdjęciami. Na pierwszym, rzucającym mi się w oczy, zdjęciu pewien mężczyzna znajdował się w górach, wraz z dwoma innymi osobami płci męskiej. Cała trójka była podobna do siebie z postury. Stali odwróceni plecami do obiektywu.Ten po lewej miał czerwone włosy, pośrodku znajdował się - prawdopodobnie - Bill, a po prawej jakiś błękitnowłosy.
Kolejne zdjęcia stały zbyt daleko, a dodatkowo były odwrócone pod takim kontem, że nie mogłem się im przyjrzeć z mojej perspektywy. Skierowałem spojrzenie na szklany stolik i czekałem na Billa, wpatrując się w swoje nieco rozmazane odbicie w szkle.
Cichy szum gotowanej wody i szczęk kubków były całkiem relaksujące - zwłaszcza dla osoby, która już niedługo miała uprawiać seks, za którym niespecjalnie przepadała. Nie chodziło o samą czynność, bo ta, owszem, była przyjemnym doznaniem, ale o coś zdecydowanie innego; o wstręt do samego siebie. Nigdy nie traktowałem seksu jako podwalinę związku. Nie był mi do szczęścia potrzebny, co prowadziło do tego, że nie odczuwałem popędu seksualnego w stronę Pacyfiki, ani nikogo innego. Sytuacji nie poprawiała myśl, że będę musiał rozłożyć nogi dla mężczyzny. Ba, to mnie nawet przerażało.
Cichy stukot porcelany o szkło wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałem na blondyna, który uśmiechnął się flirciarsko w moją stronę. Odwzajemniłem gest, unosząc delikatnie kąciki ust. Po chwili Bill usiadł koło mnie, zostawiając między nami kilkunastocentymetrowy odstęp.
- No więc, Sosenko. - Zaczął. - Opowiedz mi coś o sobie. - Oparł się wygodnie o oparcie kanapy.
- A co mam ci powiedzieć o mojej osobie? - spytałem, drocząc się z nim na swój własny sposób.
- Najlepiej to wszystko. - Uśmiechnął się szeroko.
- Jestem zwyklym dwudziestoparolatkiem, ot co. Nic ciekawego do opowiedzenia nie mam - odparłem, na co blondyn zmarszczył lekko brwi, a uśmiech zszedł z jego twarzy.
- A więc, czego ten ,,zwykły dwudziestoparolatek" szukał w gejowskim barze? Zwykłej przygody na jedną noc, czy czegoś... - Przerwał na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. - Mniej poszukiwanego w tych czasach? A może jeszcze inne potrzeby cię tam przyprowadziły?
Nie miałem pojęcia o co mu chodziło; ,,Czegoś mniej poszukiwanego w tych czasach"? To pytanie było dla mnie kompletnie pozbawione sensu. ,,Inne potrzeby?" - no błagam.
- Właściwie, to znalazłem się tam przypadkowo - odpowiedziałem szczerze.
- Jak to powiedział Platon: nic nie dzieje się przypadkowo, zawsze jest jakaś przyczyna i konieczność. - zacytował.
- Właściwie to nie wiem. - Przyznałem i wzruszyłem ramionami. - Poszedłem tam, gdzie mnie nogi poniosły i jakoś tak tam wylądowałem.
Bill potarł swoją idealnie ogoloną brodę ręką, a w jego oczach przez chwilę mogłem dostrzec niewielkie zmieszanie. Czekając na jakąkolwiek reakcję blondyna, chwyciłem jeden z przyniesionych przez mężczyznę kubeczków z herbatą i wziąłem niewielki łyk. Herbata była niezwykle smaczna i nawet tak ,,bezsmakowy" baran jak ja mógł to spokojnie, bez większego trudu, przyznać.
- Smakuje? - Usłyszałem głos gospodarza.
W odpowiedzi kiwnąłem jedynie głową i odłożyłem kubek na miejsce. Następnie, nie wiedząc co mną kierowało, przybliżyłem się do Billa i od tak zacząłem muskać jego wargi swoimi.
Wkrótce, przy pomocy blondyna, mój niewinny całus przemienił się w niezwykle namiętne doznanie, od którego nie sposób było się oderwać. Poczułem czuły dotyk na plecach, nakazujący przybliżyć mi się jeszcze bardziej do mężczyzny, co oczywiście zrobiłem.
- Nie sądzisz, że wygodniej nam będzie na łóżku niż kanapie? - spytał ze swoim uwodzicielskim uśmiechem w przerwie od pocałunku.
***
Kiedy Bill skończył i wyszedł ze mnie, zdyszany położył się obok i objął mnie w pasie, przysuwając mocno do siebie. Poczułem, jak moje policzki oblewają się rumieńcem. Nie sądziłem, że seks z blondynem może zająć aż tyle czasu; nie sądziłem, że gdy skończy, nie będę miał wyrzutów sumienia; nie sądziłem, że niczego nie będę żałować; nie sądziłem, że ja sam tej nocy też będę odczuwał przyjemność.
Do pokoju wpadały poranne promienie słońca, a spokojny oddech blondyna muskał mi szyję. Czekałem, aż mężczyzna zaśnie, abym mógł się ubrać i szybko uciec. O dziwo po raz pierwszy od dłuższego czasu czułem się naprawdę wolny.
Planowałem, zaraz po wydostaniu się z objęć Trójkąta, wybrać się na uczelnię i wziąć udział, po raz pierwszy od dłuższego czasu, na zajęciach. Kto by pomyślał, że, kiedyś wzorowy uczeń, mógłby skończyć w toksycznym związku, trzymany na krótkiej smyczy i wyrzec się wszystkiego, co ważne; kontaktu z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi lub po prostu z kimkolwiek, a w tym zaprzestać studiować.
Minuty mijały, a uścisk w pasie lekko się zmniejszył. Oddech blondyna był zdecydowanie wolniejszy, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mężczyzna zasnął. Ostrożnie, uważając na każdy najmniejszy szmer, wydostałem się z jego objęć i podniosłem się. Pozbierałem swoje rzeczy z ziemi i ubrałem się. Cicho wymknąłem się z pokoju, a następnie z mieszkania, mając nadzieję, że już nigdy więc nie spotkam się z Billem.
Żałowałem, że nie wziąłem wczoraj z mieszkania bluzy czy kurtki z kapturem. Czułem się obco na korytarzach uczelni, zatłoczonych innymi studentami. Miałem wrażenie, jakby wzrok wszystkich spoczywał na mnie, a tematem rozmów była moja osoba, mimo że bylem swiadomy mojej niewidzialności dla nich. Na salach wykładowych również nie zauważyliby mojej obecności. Jedynym jej dowodem był podpis na liście i tyle. Pomimo tego nie mogłem przestać się stresować.
Nie pamiętałem nazwiska wykładowcy, a ich twarze ledwo kojarzyłem. Właściwie to nawet nie byłem pewien, jakie zajęcia miałem dzisiaj mieć. Zacząłem w myślach odliczanie do dziesięciu, starając się uspokoić i przestać w myślach wyzywać od idiotów. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i wyszukałem plan zajęć - najpierw postprodukcja, potem historia kultury i sztuki. Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się aż tak źle jak początkowo myślałem.
Otworzyłem pusty zeszyt, kupiony po drodze w pobliskim super markecie i wyjąłem długopis z kieszeni spodni. Oparłem się o ścianę i szybko nakreśliłem na górze pierwszej strony ,,post produkcja:". Gdy to zanotowałem, poczułem wibracje z telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i, jak mogłem się spodziewać, dzwoniła Pacyfika. Odrzuciłem połączenie i wyłączyłem telefon, by mieć pewność, że nie będzie dobijać się do mnie podczas zajęć. W tym samym czasie przed salę przybył wykładowca i zaprosił nas do środka.
______________
Zapraszam na mojego wattpada: Saksoia
Bar
- Jasne! Najłatwiej jest uciec! - krzyknęła blondynka, kiedy już otwierałem drzwi. - Jeśli wyjdziesz, możesz już nie wracać! - był to już klasyczny tekst po każdej naszej kłótni, kiedy chciałem zniknąć na kilka godzin i ochłonąć. Zatrzasnąłem za sobą drzwi z głośnym hukiem i w obawie, że dziewczyna będzie chciała mnie zatrzymać jak to czasami miała w zwyczaju, w popłochu zbiegłem ze schodów i czym prędzej wyszedłem z bloku, w którym mieszkałem wraz z Pacyfiką - moją dziewczyną. A może byłą dziewczyną? Kogo ja próbuję oszukać? I tak do niej wrócę, jak za każdym razem.
Wyjąłem paczkę czerwonego marlboro z kieszeni kurtki i włożyłem papierosa do ust, następnie schowałem z powrotem pudełeczko na miejsce i sięgnąłem po zapalniczkę, którą miałem w tej samej kieszeni co papierosy. Zapaliłem fajkę i mocno zaciągnąłem się dymem. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek zacznę palić? Że kiedykolwiek zrezygnuję z regularnego uczęszczania na uczelnię, by uszczęśliwić tym jedną osobę. Że porzucę swoją ukochaną rodzinę dla jednej dziewczyny.
Nogi samowolnie stawiały duże, powolne kroki, prowadząc mnie donikąd, podczas gdy myśli obiegały tylko jedną osobę i wszystko co z nią związane - Pacyfikę. Nie miałem pojęcia dokąd mogę iść, zatrzymać się i przemyśleć to wszystko. Słońce zaszło już dawno za horyzont, a czas biegł nieustannie, coraz to szybciej i szybciej. Byłem już w różnych miejscach należących do mojej przeszłości. Stałem pod drzwiami mojego dawnego domu, w którym mieszkałem przez ponad dwadzieścia lat. Z okien wydobywało się żółte światło, a zza drzwi tętniące życiem, a zarazem szczęściem odgłosy. Nie miałem odwagi, by zastukać w drewniane drzwi, więc szybko stamtąd odszedłem. Byłem też pod moją uczelnią, od której to wszystko się zaczęło. To tam poznałem Pacyfikę - niezwykle słodką i urodziwą dziewczynę, która wywołała w moim życiu tyle uzależnień i tyle lawin nieszczęść.
Obecnie znajdowałem się u progu baru, do którego chodziłem kiedyś po zajęciach wraz ze znajomymi, a potem razem z nimi i Pacyfiką, aż w końcu przestałem odwiedzać to miejsce, ze względu na nalegania blondynki. Wbrew temu, że nie przychodziłem tutaj tylko rok, wiele się zmieniło. Przykładowo stary, tandetny, rozwalający się już szyld i okropna nazwa, a przed drzwiami klubu stał obecnie ochroniarz, którego kiedyś nie było. Wszedłem do baru bez najmniejszych problemów, pozbywając się uprzednio kolejnego z kolei wypalonego papierosa. Mimo że od jakiegoś czasu na niebie gościł mrok i piękny, lśniący księżyc, w pomieszczeniu nie było jeszcze wielu gościu.
Podszedłem do jednego z barmanów i zamówiłem kufel lanego piwa, z góry zapłaciłem, i kiedy tylko dostałem trunek, natychmiast udałem się do najmniej dostrzegalnego miejsca w pomieszczeniu. Nie chciałem wpaść przypadkowo na któregoś z moich dawnych znajomych czy przyjaciół. To zabolałoby, gdyby z uśmiechem na twarzy zaczęliby mnie wypytywać: jak tam u mnie? Dlaczego przestałem się odzywać? Czy wciąż jestem z Pacyfiką? Czy wciąż uczęszczam na ten sam kierunek, bo ostatnimi czasy nie widują mnie na zacjęciach. Wziąłem łyk gorzkiego piwa i zacząłem rozmyślać.
Muzyka dudniła coraz to głośniej, a klientów w klubie było zdecydowanie więcej. Lekko już zamroczony alkoholem chciałem odejść od stołu i najzwyczajniej w świecie wyjść z baru i udać się do najbliższego parku, by przenocować na ławce. Jednak moje samopoczucie utrudniłoby mi na tyle skutecznie przeciśnięcie przez bawiący tłum, że postanowiłem nawet nie ryzykować i czekać grzecznie, aż w sali będzie dużo mniej gości lub moje samopoczucie trochę się poprawi.
Czas mijał mozolnie, dopóki nie przysiadł się do mnie czarnowłosy chłopak z niezwykle pięknymi zębami, które wręcz mnie onieśmielały. Jego lekko przydługie kręcone włosy słabo odbijały różnokolorowe światła lamp, dodając mu iście młodzieżowego wyglądu. Postawił swój kufel piwa na stole, po czym zaczął mnie zagadywać:
- Cześć, przyszedłeś sam? - Szybko podniósł swój dzban i wziął niewielki łyk złocistego napoju.
W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową, nie mając ochoty na kontynuację rozmowy.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, co? - pytając zaśmiał się. - No cóż, jestem Patrick, a ty?
- Dipper.
- Cóż... Dipper, ktoś cię wystawił, żeś taki przygnębiony? - położył mi rękę na dłoni, którą akurat miałem na stole. Zignorowałem to i niezrażony tym, nie odsunąłem ręki.
- Niezupełnie - odpowiedziałem.
- W takim razie... - przerwał na chwilę, po czym kontynuował. - Może miałbyś ochotę pójść ze mną na zaplecze?
Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Zdziwiła mnie propozycja Patricka. Zacząłem się rozglądać po tłumie - nie dostrzegałem żadnej dziewczyny. Zacząłem łączyć ze sobą poszczególne wątki: zmiana nazwy i szyldu, sami mężczyźni w klubie i w końcu sama propozycja - w duchu strzeliłem sobie porządnie z liścia w twarz, czy mogło być jeszcze gorzej? Właściwie owszem, gejowski bar jest dużo lepszą opcją niż spotkanie dawnych przyjaciół, po czym tłumaczyć im się dlaczego zerwałem z nimi kontakt.
- Wybacz, ale nie jestem zainteresowany - odpowiedziałem po dłuższej chwili milczenia. Miałem dość już wiercącego na wskroś wzroku Patricka. - Może kiedyś.
- Szkoda... - westchnął. - Jesteś uroczy i w stu procentach w moim typie - dodał, kiedy wstawał od stołu, a następnie odszedł.
Cieszyłem się, że brunet nawet nie próbował na mnie naciskać. Nie bardzo uśmiechało mi się - jak to wcześniej ujął Patrick - iść z nim na zaplecze i (jak da się domyśleć) robić z nim te wszystkie rzeczy, które robiłem z Pacyfiką. Kiedy miałem pewność, że mężczyzna oddalił się już wystarczająco daleko, podniosłem się z miejsca i zacząłem przeciskać przez upierdliwy, zajęty sobą tłum, który popychał mnie to w jedną stronę, a to w drugą. Sporo wysiłku kosztowało mnie, by nie wpadać na innych lecz moje starania były na próżno, przez co za każdym razem musiałem z osobna wykrzesać z siebie dość głośne ,,przepraszam", na które i tak za pewnie poszkodowany nawet nie zwrócił uwagi.
Nie miałem pojęcia jak wiele już przebyłem tego przepełnionego ludźmi trójkąta bermudzkiego, jednak nie miałem już sił, by uchronić się przed wpadaniem na innych. W końcu wpadłem na niewłaściwą osobę. Przełknąłem głośno ślinkę, kiedy ogromny mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- Bardzo przepraszam - wyjąkałem i wycofałem się o krok, może dwa. Gdybym mógł, cofnąłbym się jeszcze dalej, ale niestety, dotknąłem plecami kolejną osobę. Na moje szczęście facet za mną nie zwrócił na to nawet uwagi.
- Dobrze się czujesz? - mężczyzna, na którego wpadłem, zapytał o dziwo z troską w głosie. - Chodź, pomogę ci dotrzeć do baru. - Wszystko działo się zbyt niespodziewanie i o wiele za szybko, przez co nawet nie próbowałem zaprotestować i odejść w kierunku wyjścia, tylko posłusznie szedłem za prowadzącym mnie facetem.
Kiedy dotarliśmy do baru, mężczyzna kazał mi usiąść na wolnym stołku i natychmiast zamówił dla mnie wodę. Zapytał czy ma wezwać pogotowie, a kiedy odmówiłem od razu zapytał ile wypiłem.
- O kufel za dużo - odparłem wymijająco, na co mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
- Cóż, ja już będę wracał do mojego przyjaciela - wskazał ruchem głowy w stronę tłumu. - Zostawiam cię pod opieką tych dżentelmenów - tym razem wskazał na barmanów - więc jeśli zemdlejesz, oni się powinni tobą zająć- poczochrał mnie swoją ogromną łapą po głowie.
- Dziękuje za pomoc - podziękowałem dość nieśmiało odwracając wzrok. Nie spodziewałbym się takiego gestu od obcego, napakowanego jegomościa, któremu bliżej z wyglądu do bandyty niżeli skorej do pomocy osoby.
Miałem wrażenie, jakby moja głowa miała zaraz eksplodować. Nie wiedziałem, ile tutaj siedzę i za ile uda mi się wydostać na zewnątrz. Jedyne, czego chciałem w tym momencie to wstać i wyjść, ale byłem na to zbyt słaby. Czas płynął mozolnie. Podczas siedzenia przy barze, przewinęło się koło mnie kilkanaście par - większość z nich była kompletnie nawalona, przez co mogłem dostrzec od czasu do czasu minę poirytowania na twarzy czerwonowłosego barmana, choć muszę przyznać, że jegomość nie dawał tak łatwo rozpoznać swojego niezadowolenia - trochę mi zajęło rozgryzienie jego mimiki. Kilka innych osób próbowało zagadywać mężczyzn, jednak ci z łatwością ich zbywali tekstami: ,,Proszę mi wybaczyć, ale muszę zająć się pracą", ,,jestem hetero", ,,mam kogoś" lub zwykłym ,,nie jestem zainteresowany". A kiedy trafiał na faktycznie upartego klienta, co za wszelką cenę chciał z nim poflirtować, wołał do swojego pomocnika zza lady: ,,Kotku, weź wytłumacz temu panu, że jestem tylko twój." co natychmiast zniechęcało większość flirciarzy.
Były momenty luzu dla pracowników, to znaczy nie musieli nikomu przygotowywać drinków, a wtedy jeden z nich wyciągał białą ścierkę i wycierał marmurowy blat, podczas gdy drugi - czyli Szatyn - polerując szklanki i widząc, że tkwię tutaj od dłuższego czasu wyraźnie już znudzony, zaczynał ze mną rozmowę o swojej pracy, co natychmiast umilało mi czas. Dowiedziałem się, że wbrew tego co dostrzegłem, oboje z pracowników bardzo lubią tę pracę i nie wyobrażają sobie mieć posadę w innych klubach. Szybko jednak do barku wracali ludzie i zamawiali trunki. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy jeden z gości chwiejąc się na nogach pomylił nazwę drinków i zamiast zamówić ,,Sex on the beach" powiedział ,,Sex with the bitch"*.
W pewnej chwili ktoś zajął miejsce obok mnie. Z automatu zerknąłem w stronę mojego sąsiada, który wyglądał bardzo elegancko w porównaniu do innych obecnych w tym klubie, łącznie ze mną. Jego przydługie blond włosy wyglądały doprawdy wytwornie, a czarna marynarka była dokładnie wyprasowana. Natychmiast odwróciłem spojrzenie od mężczyzny, besztając się w środku za zbyt długie przyglądanie się.
- Dwa razy Pina Colade - zamówił bez zbędnego ględzenia.
Coś sprawiało, że moje samopoczucie przy mężczyźnie jeszcze bardziej się pogorszyło. Chciałem się przesiąść, ale jakby to wyglądało, gdybym zmienił stołek, będący zaledwie trzy metry dalej? Co najmniej dziwnie, a wręcz bezczelnie w stosunku do blondyna. Niestety, ale na odejście od lady też nie mogłem sobie pozwolić, gdyż tłum zamiast się pomniejszać, miałem wrażenie, że robił wręcz odwrotnie. Poczułem wibracje w kieszeni kurtki - był to telefon i nawet nie musiałem spoglądać na wyświetlacz, by dowiedzieć się, kto do mnie dzwonił. Wyjąłem go z kieszeni i moje przeczucia się potwierdziły, na błękitnym tle wyświetlacza widniało imię ,,Pacyfika"; bez namysłu odrzuciłem połączenie i schowałem telefon z powrotem do kurtki.
- Czyżby dziewczyna? - zagadał jak gdyby nigdy, nic odbierając swoje drinki.
- Niezupełnie - odparłem.
Mężczyzna tylko mruknął ciche ,,Yhym..." na znak zrozumienia, po czym podał mi jedną ze szklanek mówiąc:
- Proszę - zdziwiłem się.
- Przepraszam, ale ja pana nie znam - wymamrotałem, nie chcąc przyjmować trunku.
- W takim razie poznajmy się. Bill Cipher, miło mi - przedstawił się szarmancko, podając mi prawą dłoń.
- Dipper Pines - wiedząc, że byłoby niegrzecznie, gdybym olał blondyna, również się przedstawiłem, ściskając krótko jego dłoń. - Proszę wybaczyć, ale niezbyt mam ochotę na picie alkoholu.
Mężczyzna westchnął, po czym dodał:
- Noc jest jeszcze młoda, ledwo chwila po jedenastej, a ty już ,,straciłeś" ochotę na alkohol? - zironizował. - Doprawdy, dokąd ten świat zmierza, skoro teraz w barze można spotkać młodzieńców unikających jakichkolwiek procentów? Doprawdy, nieczęsty widok, Dipperze Pinesie - zaśmiał się.
- Ależ pijam od czasu do czasu alkohol, ale nie będę ukrywał, źle bym się czuł przyjmując drinka od ledwo poznanej osoby.
Uśmiechnął się, ukazując śnieżnobiałe zęby.
- Wiesz co? Lubię cię Dipperze Pinesie, wydajesz się być ciekawą osobą.
Cieszyłem się, że słabe światło nie do końca oświetla moją twarz, która z całą pewnością obecnie przypominała kolor dojrzałego pomidora.
- Wystarczy Dipper - starałem się przybrać w miarę obojętny ton głosu, miałem nadzieję, że mi udało się.
Całkiem długo rozmawiałem z Cipherem - moim wyznacznikiem czasu był tłum, który zdecydowanie się pomniejszył od momentu, gdy mężczyzna się do mnie dosiadł. Gawędziło nam się całkiem miło, choć muszę przyznać, że gdyby nie niektóre dość zgryźliwe pytania i komentarze, to mogłoby być lepiej.
W pewnym momencie zadał mi pytanie:
- Mógłbym nazywać cię ,,Sosenką"? - wziął łyk swojego napoju.
- Skąd pomysł na taką ksywkę? - zaśmiałem się.
- Twoje nazwisko brzmi prawie jak sosna - odparł swoim niezwykle ciepłym głosem. - Kilka razy już prawie się przejęzyczyłem i nazwałbym cię Sosną.
Zastanowiłem się przez chwilę rozważając wszystkie za i przeciw, po czym stwierdziłem, że tak naprawdę nie robi mi to większej różnicy:
- W takim razie, skoro ja jestem Sosną, to ty możesz zostać trójkątem. - Wskazałem na jego złoty łańcuszek, na którym wisiała niewielka obwódka trójkąta.
Bill jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi i dodał:
- Zgoda, Sosenko.
- Sosenko, miałbyś coś przeciwko, gdybyśmy zmienili lokum? - spytał. - Już niedługo będą zamykać - dodał jako usprawiedliwienie na zadane pytanie.
- Nie jest już zbyt późno? - natychmiast przypomniał mi się jeden z momentów tego wieczoru, kiedy to po trzecim drinku zaczął zamawiać tylko i wyłącznie bezalkoholowe napoje. - Nie zrozum mnie źle, ale nie idziesz jutro do pracy? - Spaliłem buraka, kiedy zdałem sobie sprawę, jak to brzmi: ledwo poznany facet pilnuje drugiego, by wyspał się do pracy. Na moje szczęście Bill tylko się uśmiechnął.
- Mam na dziesiątą do pracy, więc nie musisz się tym przejmować. Dam radę wstać - wytłumaczył.
Odetchnąłem z ulgą, że Bill nie wziął tego pytania zbytnio do siebie.
- Idziemy do mnie? - Odstawił szklankę na bok i podniósł się ze stołka, a błysk w jego lewym oku o kolorze złota, sprawił, że nie chciałem odstępować blondyna na krok. Zresztą i tak nie miałbym dokąd się udać. Wciąż nie miałem ochoty na zmierzenie się z Pacyfiką i powrotu do kolejnych z kolei zwad o byle pierdołę.
- W porządku - powiedziałem, opuszczając swoje miejsce.
______________________
*ta sytuacja pochodzi z filmu na YT ,,śmieszne sytuacje w barze" czy jakoś tak. ¯\_ツ_/¯
Zapraszam na mojego wattpada: Saksoia
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)